Dziś do Was przybywam z biało-czerwonymi wytworkami ostatnich 2 tygodni. Maszyna rozgrzana do czerwoności, pędzel cały czas mokry i inne takie :) same wiecie o co chodzi :)
Jeśli chodzi o szycie to nigdy nie byłam zbyt dobra a mimo to udało mi się powołać do życia rogate stworki o sympatycznej buźce. Na końcu posta zamieszczę wykrój gdyby Wam się spodobał. Przyznaję, że robi się je bardzo fajnie i przy okazji bardzo szybko znikają. Uszyłam 5 i 5 ma już nowy dom i to jeden dom.
Sympatyczne prawda?
Skoro już napisałam, że pędzel rozgrzany do czerwoności to muszę koniecznie pokazać co malowałam, oczywiście Ewa wycinała :)
Te choinki robi się rewelacyjnie, każda gwiazdka to wielka radość bo kompletnie odmienia drewniany trójkąt.
Gdy robiłam te wszystkie drobiazgi, uśmiech nie schodził mi z twarzy. Muszę się Wam przyznać, że to świetna zabawa, dawno już nic nie przyniosło mi takiej radości jak to świąteczne rękodzieło (no może rękoczyny raczej!)
W ubiegłym roku miałam w przeważającej części białe ozdoby ale w tym roku będą również czerwienie bo jestem zauroczona tym zestawieniem. Muszę jednak wszystko zrobić bo moje zauroczenie podzielili klienci kiermaszu świątecznego :)
Ale szarości też urzekają :)
Ewa zrobiła również choinkę, którą ja ozdobiłam
WYKRÓJ ŁOSIA źródło
Ja oczywiście powiększyłam troszkę poszczególne elementy i moje łośki mają aż 46 cm długości.
Żegnam się z Wami tymi radosny kolorkami, wpadnę jeszcze bliżej Świąt. Muszę jeszcze pokazać masę prezentów, które do mnie dotarły :)
Wysyłam Wam moc ciepłych uścisków, Ania ♥