poniedziałek, 14 listopada 2016

Dobre wejscie :)

Witajcie
Dziś postanowiłam Wam bliżej pokazać nasz korytarz. Jest to chyba jedyne pomieszczenie, które jest kompletnie udekorowane. Brakuje tu mebli /będzie komoda na buty z Ikei i wąski słupek na kurtki/ ale ściany czy parapet wyglądają tak jak chciałam.

Drzwi domu narzucały troszkę styl pomieszczenia, ale i tak doskonale wpasowały się w moje plany aranżacyjne, choć gdybym to ja jej wybierała a nie poprzedni właściciel to byłyby inne.

Motywem przewodnim jest szaro-biała kratka, która pojawia się na siedzisku, skrzyneczce na klucze i jako zasłonka. Kilka dni temu kratkę urozmaiciłam gwiazdkami, a co mi tam... :)


Jest tak jak lubimy i to jest najważniejsze. Nasze zdanie podziela także Argos :)

Obok drzwi stoi stolik - kwietnik tak naprawdę, który mi służy jako "torebkoodstawiacz" :)
 I wiecie co? Sprawdza się idealnie.


Blaszka wyszła spod mojej ręki rzecz jasna.

Szafkę na klucze z Pepco dodatkowo ozdobiłam materiałem, denerwował mnie widok kluczy, wprowadzał taki mini bałagan a w związku z tym, że nie trzymam tam kluczy ozdobnych, to nie było czego pokazywać. Nad szafką skrzydłach ozdobione przez mnie a wykonane przez Ewę. Tekst na skrzydłach jest jak najbardziej prawdziwy.



Jeśli macie ochotę na takie skrzydła, zachęcam do kontaktu, jeśli natomiast macie ochotę na materiał w kratkę, odsyłam do Ikei.


Z korytarza wchodzimy oczywiście do dalszej części domu oraz do ubikacji



W korytarzu jest lampa  z Ikei oczywiście i kinkiet z tegoż samego miejsca - zdjęcie nr 1. Nie jest to post sponsorowany tylko zakochany, tak już mam z Ikeą!!!



zdjęcie robione bez światła w celu pokazania Wam lampy, 
znacie ją dobrze, wiem, wiem, wiem

My lubimy ten korytarz i dobrze się w nim czujemy.
Korytarz w poprzednim mieszkaniu pokazywałam Wam TU


***


I teraz pewnie myślicie, że to już koniec posta. Nic bardziej mylnego. teraz jego druga część.

PART 2
Spotkanie

Długi weekend okazał się dla mnie bardzo szczególnym czasem a to dlatego, że po raz pierwszy spotkałam w realu moją bratnią duszę (brzmię jak Ania z Zielonego Wzgórza, nic jednak nie poradzę, że ona najlepiej opisała relacje łączące mnie z pewna osobą).

W moje okolice przyjechała Petra Bluszcz z bluszczem oplątane Dla tych, którzy zdążyli zapomnieć lub nie zdążyli się dowiedzieć, informuję, że Ewelina i ja urodziłyśmy się tego samego dnia. I wiecie co? Niesamowite jest to, że łączy nas mnóstwo rzeczy, cech, zachowań. Ale nie zdradzę o co chodzi bo mogłybyście się przerazić :) Ewelina przyjechała z mężem i swoją uroczą córeczką, którą uwielbiamy od pierwszego spojrzenia, słowa, dotyku malutkiej rączki. Wspaniała dziewczynka, jest jak mały wicherek, który przyniósł powiew świeżości naszemu domostwu. Było jej pełno wszędzie, rozweseliła bardzo te nasze 4 kąty.

Petra Bluszcz oczywiście nas obdarowała! Poza świetnymi kubkami i advocatem, otrzymaliśmy lub raczej ja otrzymałam super-ekstra-świetną tacę, którą Petra Bluszcz potraktowała woskiem i ozdobiła oryginalną pieczątką z likwidowanego laboratorium. Jestem nią zachwycona. Prawdziwa pieczątka, wow!!!



Taca oczywiście bardzo szybko znalazła już swoje miejsce na sole. Wydaje mi się, że do tej pory stół był niekompletny. 



Taca do tylko dodatek do wspaniałej atmosfery, radości i niekończącego się śmiechu podczas naszych dwóch kilkugodzinnych spotkań. Razem z Tomkiem stoimy na stanowisku, że spotkaliśmy wyjątkowych ludzi, którzy pomimo że w realu pojawili się po raz pierwszy w naszym życiu, to mieliśmy wrażenie, że spotykamy się enty raz tyle, że po długim czasie. 

Ewelino, Łucjo, Michale, dziękujemy Wam za te niepowtarzalne chwile!!!

do następnego, Ania  

p.s. Domowa Rękodzielnia wciąż działa